piątek, 2 października 2009

Szkola - kolejna chaotyczna notka

Amerykanski akcencik. Jak do tej pory naliczylam w miescie ok. 200 flag (:

Kryzys zazegnany - okazalo sie, ze wsrod 9 godzin jedna to lunch, a wszytskie lekcje trwaja 40 minut. A propos konczenia o 18.00, to tylko w wypadku gdybym byla czlonkiem jakiejs druzyny sporotwej, a wszystkie sezony juz sie rozpoczely, wiec nie mam na to szans. Tak wiec, jednak koncze o 14.40 (Widze w myslach Wasze zazdrosne buzki ^^). Nie zmniejsza to faktu, ze podobno Sayville High School to jedna z najlepszych uczelni w calym USA.

Dzisiaj byl moj pierwszy dzien w szkole. Opisze go szczegolowo, bo to pierwszy dzien, ktory sie wspomina z lezka w oku. Poczatek o 7.20, wlazlam do biura dyrektora, gdzie miala mnie odebrac Brianna i wepchnac do odpowiedniej klasy. W sumie juz wczoraj sie z nia spotkalam i mnie oprowadzala po szkole dobra godzine, ale wtedy tylko potulnie za nia chodzilam i opowiadalam, ze u nich w toalecie jest niebieska woda. Tak wiec Briana sie spoznila i odprowadzil mnie jakis nauczyciel. Pierwszy mialam WF, ale jak na nieporadnego exchange studenta przystalo, nie wzielam stroju. Jakas inna dziewczyna tez nie cwiczyla, wiec spedzilam z nia i jej przyjaciolka pierwszy WF siedzac na laweczce i zamarzajac (podobno bylo 40 F, 32 F - zamarza woda, a 60 F to ok. 20 stopni celcjusza). Nie byly nikim z rodzaju rozesmianych Amerykanek, raczej cierpiacych artystek, ale jakos sie zgadalysmy i zaprosily mnie na wspolne Halloween. Uwazajcie, bo ja na prawde mam ochote skorzystac. ^^ Dalej byla fizyka. Poczulam sie madra - robili kinematyke w stylu "podstaw do wzoru, jesli masz czas, przystpieszenie i droge". Pomyslalam, ze zblizaja sie dla mnie grube czasy. Przed lekcja podeszla do mnie dziewczyna i powiedziala, ze wie o tym, ze to moj pierwszy dzien w szkole, ale czy poszlabym z nimi do kina. Miala zaskoczona mine, kiedy sie zgodzilam (Amerykanie robia wszytsko troche na pokaz) i podala mi swoj nr. W tej chwili moj zeszyt zniknal i wrocil z okolo 10 innymi nr telefonu. Z fizyki juz odebral mnie Briana i odprowadzila do Statistic class. Tam ludzie mieli test, wiec nie robilam nic. Potem English. Nauczyciel co chwile zartowal. W tej klasie tez wszyscy byli przesympatyczni. Jednak dziewczyna zapytala czy chce z nia isc na lunch. Zgodzilam sie i ruszylam w strone kawiarenki, dumna, ze wiem gdzie to jest. Tymczasem dolaczylo do nas mnostwo innych dziewczyn w fioletowych dresach, wyszlysmy ze szkoly, po czym wepchnely mnie do samochodu i pojechalysmy do jakiejs pizzeri. Tak wiec zostalam zagarnieta przez grupe smiejacych sie cheerleaderek na lunchu. A propos tych popularnych dziewczyn, to zadziwil mnie fakt, ze zadna z nich nie byla szczupla, ba, wiekszosc klasycznie otylych. Jedna z nich zapytala mnie czy umiem mowic po polsku...

Wrocilam do szkoly, jedna odprowadzila mnie do governmentu. Tam tez byl test, wiec pani szeptem zaczela mi opowiadac co powinnam nadrabic. No ladnie, mam government na poziomie akademickim tak, ze po tym kursie nie musisz brac tego przedmiotu na studiach, bo juz masz wszytsko zaliczone. Jakis chlopak zaczal mi tlumaczyc roznice miedzy konserwatystami i liberalami (2 glowne partie w USA). Po jakis 5 minutach jego monologu szeptem poprosilam go, zeby mowil wolniej, bo go eeeee nie rozumiem. Pierwszy zalamany przeze mnie Amerykanin zaliczony ^^

Potem mialam Urban Studies. Dowiedzialam sie, ze w srode jade z ta klasa na wycieczke do Central Parku.^^ Tak wiec uczylismy sie o roznych miejscach w tamtym oto miejscu.
Nastepna lekcja to rysunki, gdzie mialam sobie wybrac martwa nature do narysowania. Bedzie to moj pierwszy projekt i mam miesiac na narysowanie jednego rysunku.
Ostatnia byla krolowa nauk, czyli matematyka. Kazdy, kto patrzyl do mojego planu lekcji (a robila to wiekszosc uczniow, bo kompletnie nie wiedzialam gdzie isc, tak wiec co lekcje jeden przedstawiciel narodu Amerykanskiego wpychal mnie do odpowiedniej klasy), podziwial, ze wzielam Calculus z matmy. Tak wiec lekko przestraszona weszlam do klasy. Robili cos, czego nie mialam, ale chyba uda mi sie to szybko nadrobic. Juz wiem, ze teraz glownie bede sie uczyc matmy i Governmentu...

Tak wiec przezylam. Nie wiem skad wszyscy mnie tak bardzo znali. Nawet kiedy wychodzilam ze szkoly, jakies 2 dziewczyny zagadnely mnie czy to ja jestem tym exchange studentem z Polski. Przeszlam kolejnych pare krokow, a wpadlam na dziewczyne, juz poznana na fizyce, a ta przedstawila mnie swojej kolezance. "This is Joanna". Tamta nawet nie popatrzyla i mruknela "Hi". Wtedy ta druga odezwala sie znowu: "Nie, nie, nie. To jest exchange student z Polski!". W tej chwili tamta pierwsza wrzasnela w pelnej ekscytacji "Ah, Hiiiiiii. I am Meeghan!" i zaczela opowiadac o Hiszpanskim exchange studencie, ktorego mieli w tamtym roku. Moge sie zalozyc, ze ludzi nie byliby tak bardzo otwarci, gdybym przyszla na poczatku roku. A tak moja nowosc. Musze korzystac ^^

Wczoraj kupilam komorke. Kosztowala mnie $40, w tym $30 mam na rozmowy. ^^ Kiedy moj host brother zapisywal nr, zapytal mnie: "Zapisac moja mame jako Trisha, czy jako mama?". W tej samej chwili moja host mum odpowiedziala stanowczo: "Trisha!". Po chwili dodala: "...bo kiedy Asia wroci do Polski, to zapisze swoja mame".

6 komentarzy:

  1. Ty mi się tam nie zadawaj z panienkami w fioletowych dresikach kochanie:*
    Zwłaszcza jeśli się Ciebie pytają, czy znasz polski^^
    Symonowicz, popularne w Ameryce polskie dziecie, wracaaj <3
    I podaj mi chociaż swojego maila bo chcę Ci napisać o naszych ostatnich cudownych szkolnych dniach ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Syyyyymonowicz!!
    Kochanie moje!:* Dopiero dzisiaj przeczytałam wszystki notki, bo jak wiesz jako dziecko internatu mam spore problemy z internetem;)
    Ja też chce twojego maila!
    I powiem ci jeszcze że tęskinię za Symonowicz!
    Wracaaaaj!
    PS. Jak tam mój kalendarz?? ;)
    PS2. Urban Studies brzmi tak dwuznacznie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Asikuuuuu ;* Dopiero dzisiaj z Moniakiem gadałam i się wszystkiego dowiedziałam! Bo ja oczywiście tu zacofana w tym Lubionshu nic nie wiem... ;( I w ogóle myślałam, że już dawno pojechałaś ;p Baw się tam tak dobrze jak się tylko da ;****

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi niezle, Kuzynka, powodzenia w dalszym zyciu na obczyznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uff dluuuugi ten tekst:)
    ale to bardzo dobrze przynajmniej moge to sobie troszke zwizualizowac:)
    napisz cos czasem np obiecanego maila:P
    albo w sumie nie musisz tylko bede wdzieczna jak przyslesz mi czekolade:Pbo patrzac na zdjecie kuchni zglodnialam i to TWOJA wina:Dfajnie sie czyta tego twojego bloga wiec czekam na kolejne wpisy.Masz sie tam nie rozpuscic za bardzo bo ta popularnosc Ci jeszcze bardziej w glowie namiesza:P mooooooc buziakow:*:*:*:*:*:*:*
    a tak przy okazji to glupia jestes^^

    OdpowiedzUsuń
  6. joanna@symonowicz.pl

    (skoro masz mojego e-maila to teraz nie mozesz nie pisac ]:-)

    OdpowiedzUsuń