sobota, 13 lutego 2010

Copiague

A rozpuszcze Was slodziaki Wy moje ^^ I napisze 2. notke pod rzad.

Bo jest tutaj takie miasteczko, co zwie sie Copiague /czyt. keupeg/. Nie jest ono bynajmniej kompletnie Polskim miasteczkiem. Ale Polacy sa wiekszoscia. To tam mieszkala na poczatku moja host rodzina. Znajduje sie tam polski kosciol i szkola, gdzie dzieci w niedziele moga sie uczyc polskiego.
Jezdzimi tam od czasu do czasu, zeby kupic "kielbasy, piergis and wijsky (wiejska ;)", bo moja host mama uwielbia polskie jedzenie. Musze Wam powiedzieć, ze to niesamowite przezycie, bo znowu, na 30 minut, jestem w Polsce. Na uliczce znajduja sie sklepy z polskimi witrynami, a w nich siedza sprzedawczynie, ktore nawet nie potrafia mowic po angielsku. Ludzie w kolejce to sami Polacy. Moja host mama jest zawsze jedyna Amerykana na calej ulicy. I tym razem to ja jej musze pomagać przy zakupach, a nie odwrotnie, ha HA!
Oczywiscie czerpie pelnymi garsciami z faktu, ze jestem otoczona Polakami i gadam po Polsku ile wlezie. I odkrylam smutna rzecz. Wiekszosc Polakow, ktorzy sa tutaj od 30 lat, maja problemy z mówieniem po polsku. Mowia z dziwnym akcentem i sie co chwile zacinaja. I nie zeby ich angielski nadrabial ich polski. Nie. Mowia ze strasznym polskim akcentem, tak ze nawet ja, ktorej jezyk ciagnie do wypowiadania slow w identyczny sposob, ich nie rozumiem.

Pewna pani sie mnie zapytala, gdzie sie naczylam mowic po polsku.
Czy to oznacza, ze dzieci imigrantow nidgy nie naucza sie do konca polskiego?
Patrzac na moja host rodzine, to tak. Dzieci imigrantow juz nie potrafia mowic plynnie po polsku, pomimo ze ich rodzice robia, co moga.

Jeszcze pare zdjec dokumentacji

Specjalnie dla Rastuszka ^^

Kiedy po raz pierwszy zostalam wpuszczona do polskiego sklepu, nie mialam trudnosci z wyborem, co mi potrzebne. Kupilam wszystko ^^ Bo bylo polskie. Bo bylo mi potrzebne ^^

A to jest hit. Wszyscy uwielbiaja Polish Pickles. Podobnie, to dzieki ludziom w Copiague, ludzie wiedza gdzie jest Polska, a pan ochroniarz w szkole krzyczy na moj widok "kielbasa, pierogis, WODKA!" ;D


Nastepna notka w nastepnym tygodniu.
Bo dzisiaj zaczynam przerwe zimowa,
Ha

Koncercik

Dzien dobry, przedstawiam Panstwo Jeff the Brotherhood



To wlasnie na ich koncert pojechalam do Nowego Yorku. I mala rada dla przyszlych exchange studentow :) Jesli chcecie miec wolna droge do koncertow, wycieczek czy wypadow na miasto, musicie poznac swoich rowiesnikow. Host rodziny sa zazwyczaj bardzo zapracowane i nie zabieraja swoich exchange studentow na wycieczki. Organizacja tez Cie nie zabiera na wycieczki. Nie wierzcie biurom, ktore zapewniaja, ze bedziecie regularnie jezdzic na wycieczki. Musicie poradzic sobie sami i juz.

Koncert Jeff the Brotherhood byl planowany przeze mnie i Jamesa juz dluzszy czas. Nasza wyprawa zaczela sie o 11.30, kiedy weszliśmy na poklad pociagu jadacego do Nowego Jorku. Towarzyszyl nam przyjaciel Jamesa i coraz bardziej takze moj - Joe. Dojazd zajal nam jakies 1,5 godzin. Na Penn Station, stacje koncowa wszystkich pociagow na Manhattanie. Z Penn Station, nie wychodzac nawet na powierzchnie, wsiedlismy w metro i pojechaliśmy do akademika kolejnego przyjaciela Jamesa - Tommy'ego.
Po jego słodziutkim przywitaniu, weszlismy do akademika New York University. Aby tam wejsc, trzeba bylo miec dowód tożsamości, który zabierano Ci przy wejsciu i oddawano dopiero przy wyjsciu. Chwilka zastanawiania sie, jak tez moze sie pisze to dziwne nazwisko na "sym" i moglismy wejsc do srodka. W akademiku na kazdych drzwiach obowiazkowo wisza imiona wszytskich mieszkancow. Tylko pierwsze imiona na kolorowych karteczkach. Pomiedzy rozowymi, zielonymi i zioltymi karteczkami moglam znajezc zdjecia, zlote mysli mieszkancow i co jeszcze tylko dalo sie przykleic do drzwi. Doslownie. A co dokladnie, to pozostawiam waszej wyobrazni.^^ Dlatego atmosfera wydaje sie taka rodzinna. Chwile posiedzielismy, potem poszlismy na miasto, zjedlismy dzienna porcje frytek i szybciutko wrocilismy do akademika, bo bylo ZIMNO. A poza tym, to musielismy szybko wracac, bo James jest czop, bo ubral sie tylko w t-shirt i bluze, bo "nie chce mu sie niczego nosić". Postanowiłam czerpać korzyści z jego lenistwa i zalozylam sie z nim o lizaka, ze sie rozchoruje. ^^ I no eeee glupio mowic, ale kurcze no, nie rozchorowal sie. :P
W akademiku inny pan przy biurku i znowu trzeba bylo objasniac, coz to za nazwisko i jak je trzeba napisac ;) Godzine przed poczatkiem koncertu musieliśmy wyruszyc do Bowery Ballroom. Najpierw linia A, potem 6, potem J, a na koniec L. Na szczescie wszedzie widza mapy metra i nie trzeba kupowac biletu za kazdym razem. Karta na caly dzien kosztuje tylko 8 dolarow i mozesz spedzic 24 godziny przeciadajac sie coraz to nowych pocigow, jesli tylko czujesz taka potrzebe.
Koncert byl genialny. I wiecie co? Wiecie co? Ludzie w pogo sie PRZEPRASZALI ;D Pogo to eeeee no nie wiem, czy zasluzylo na to miano, ale "taniec" polegajacy na popchnieciu osoby stojacej najblizej. Konczy sie to zawsze na wielu siniakach, bolacych stopach, zdeptanych butach i wielkiej, wielkiej uciesze ^^. Pogo jest jedna z tych rzeczy "that are the same every country", z tym ze tutaj, za kazdym razem, kiedy czulam obce cialo ludzkie na mej stopie, stopa zchodzila, pojawial sie jej wlasciciel i mnie szczerze przepraszal za swoja stope.
Amerykanie sa o wiele bardziej wyluzowani. Muzycy, ktorzy mieli wystepowac danego dnia, najpierw pili piwo w barze na dole, rozmawiali ze wszytskimi ludzmi, ktorzy sobie tego zyczyli, czasami nawet pojawiali sie pod scena, kiedy wystepowal jakis inny zespol, a potem po prostu wchodzili na scene i dawali wlasny koncert.
I w barze woda byla za darmo. I dawali Ci lód. I słomkę ^^
Nie zostalam na calym koncercie, bo ostatni pociag do Sayville odjezdzal 12.40. Nie wzielam tez swojego aparatu, zeby go nie zgniesc :). Ale udalo mi sie znalezc zdjceia wlasnie z tego koncertu
Prosze Was bardzo, oto one










Jesli chcecie zobaczyc wiecej zdjec, to zdradze Wam strone, z ktorej wzielam te wszytskie zdjecia:
http://www.prefixmag.com/photos/screaming-females-jeff-the-brotherhood-bowery-ball/

We wtorek bylam w Nowym Jorku jeszcze raz, ale czekam az kolega przegra mi zdjecia, bo jego sa ładniejsze i będę udawać, ze to moje (sprytna mina)