czwartek, 1 września 2011

Coming back home

DSC03660_thumb1

Stan Asi zaraz przed przyjazdem do Polski. I wiecie co? W USA schudłam 7 kg! Jednym słowem “przywożę do ojczyzny 7 kg obywatela mniej”. To prawda, że większość exchange studentów wraca tęższych, ale mi tak wybitnie nie smakowało jedzenie amerykańskie, że próbowałam się żywić tylko zdrowym jedzeniem znalezionym w supermarkecie koło domu. A znaleźć go udało mi się mało.

DSC03667_thumb1

Stan Asi po 12 godzinach podróży.

Z Seattle do Nowego Jorku. Z Nowego Jorku do Warszawy. Z Warszawy do Wrocławia. Około 2 dni podróży.

DSC03669_thumb1

Pierwsze pierogi w ojczyźnie!

Właśnie mija rok i miesiąc od moje przyjazdu. Może przez to patrzę na mój przyjazd do Polski trochę inaczej. Ostatnio tęsknię do mojej wymiany. Nie ma Nicka, Jamesa, nie ma Mary. Nie ma mojej host rodziny, ślicznego Sayville i tłustych psów. Przedtem myślałam tylko o polskich znajomych, których znowu zobaczę. Pamiętam przylot na Okęcie. Wszystko wydawało się takie swojskie, a ludzi rozumiało się z taką łatwością.

Lot do Wrocławia przespałam, pomimo że podobno za sterem siedział hardcorowy pilot, a samolot zachowywał się, jakby miał stale turbulencje. We Wrocławiu wstukałam kod do bramy. Pamiętałam! W domu czaił się mój kot, który od 1. gimnazjum zawsze ze mną spał. Popatrzył na mnie pełnym wyrzutu wzrokiem, trochę obwąchał, po czym poszedł spać z moją siostrą. Jeszcze w półśnie przez myśl mi przeszło, że wczoraj napisał do mnie kolega: “Asia, wracasz 16. lipca? No to super, wbijaj od razu na imprezę!”, po czym rzuciłam się na własne łóżko.

Obudziłam się o 3 nad ranem. Odkryłam, że nadal z zamkniętymi oczami potrafię dojść do łazienki. ^^ Następnie usadowiłam się na stałym miejscu w kuchni i przygotowałam sobie BUŁECZKĘ z TWAROŻKIEM. Pamiętam, jak się tym delektowałam, jak mi smakowało po roku jedzenia hot dogów (bo to było jedną z najzdrowszych rzeczy, jakie potrafiłam znaleźć w swoim host domu). Moim wieczorem (czyli około 16) usadowiłam się przed telewizorem. Przeskakując kanały, natrafiłam na MTV. Leciała tam jakaś wybitnie głupia amerykańska komedia, jedną z tych, które tak naznosiłam. I wiecie co? Po 10 miesiącach w Stanach śmieszyło mnie praktycznie każde zdanie. Zwabiony moim śmiechem tato, przyszedł przed telewizor. Po 5 minutach popatrzył na mnie z niesmakiem i poszedł czytać książkę.

Przez pierwszy tydzień chodziłam spać o 16 (bo 4 pm znowu stało się swojską 16), a wstawałam około 3 rano. Przez pierwsze 2 tygodnie mówiłam jak Joanna Krupa/ Mariusz Max Kolonko. Przez pierwsze 3 tygodnie wydałam bardzo dużo pieniędzy na ubrania w pasażu (bo Polskie ciuchu są o wiele ładniejsze niż te amerykańskie!). A przynajmniej mniej dresowate. Po miesiącu przyjechał James. Przyjechał potem jeszcze raz, w grudniu i został miesiąc.

P1010353

Master and his masterpiece. W mojej kuchni.

P1010347

Polskie święta. Z polskimi kolędami, rodziną, 12 potrawami, siankiem pod obrusem i amerykańskim przyjacielem.

P1010355

James malujący mój ulubiony obraz. Jedyny, którego potem nie dostałam.

P1010354

Noga Jamesa w normalnym stanie

P1010444

kamera 036

kamera 039

pamiątki na mojej ścianie po pobycie Jamesa w Polsce (:

James studiuje teraz malarstwo. W końcu, gdzieś w marcu, rozstaliśmy się na dobre. Pamiętam, jak zaraz przed wymianą rozmawiałam z koleżanką, która właśnie wróciła z Georgii. Był u niej wtedy jej amerykański chłopak. Mówiła mi, że kiedy wróci do USA, to postanowili, że nie będą razem. Bardzo się temu dziwiłam, ale szczerze mówiąc doszłam do tych samych wniosków prawie 2 lata później. Wiem, że nie będę studiować w USA ze względów finansowych. On nie będzie studiować w Polsce ze względów językowych. Czułam się, jakbym go więziła. I vice versa.

Nowy obraz

Oto me zdjęcie do dowodu. Widzimy tu szeroki, amerykański uśmiech. Jeszcze wtedy się nie odzwyczaiłam pokazywać moje uzębienie każdej napotkanej osobie. Przez pierwsze tygodnie wydawało mi się, że wszyscy są na mnie jacyś tacy zezłoszczeni (mało kto odpowiadał na mój uśmiech, a większość twarzy wykazywała szczere zdziwienie). Z drugiej strony byłam wniebowzięta, jak łatwo ludzi w Polsce zawierają przyjaźnie. Jak wszyscy są naturalni. Jak jeśli mówią komplement, to na pewno jest on szczery. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że wolę polską młodzież od amerykańskiej oraz amerykańskie panie w okienku na poczcie od polskich.

piątek, 26 sierpnia 2011

Seattle

 

DSC03565

Stwierdziłam, że jednak Was okłamałam. Jeszcze dzisiaj trochę posiedzę w Stanach Zjednoczonych, a dopiero w następnej notce wrócę do domu. To urocze zdjęcie na górze przedstawia płot jednego z domów na przedmieściach Seattle – miasta Jimi'ego Hendrixa i Kurt Cobaina. Wcisnę od razu kolejną różnicę

RÓŻNICA NO 78

Polacy urządzają swoje mieszkania w bardziej nowoczesny sposób niż Amerykanie. Nasi bracia zza oceanu uwielbiają koronkowe firanki, patriotyczne hasła na ozdabianych tabliczkach na płocie i przy drzwiach domu, tapety w kwiatki, wyszywane poduszki, wieńce nad drzwiami. Ich domu trochę przypominają gigantyczne domy dla lalek.

Wylot mieliśmy z Seattle. W drodze do tego miasta, odwiedziliśmy rezerwat Makah. Znajduje się on na samej granicy z Kanadą. Nie ma co gadać, trzeba pokazać zdjęcia:

DSC03461

DSC03475

DSC03477

A tak wygląda Kanada ^^

RÓŻNICA 79

My w Polsce nie mamy Indian. Co za tym stoi, nie mamy też Indiańskich cmentarzy, a one są godne uwagi. Na nagrobkach można znaleźć mnóstwo kolorowych przedmiotów – zapewne talizmanów.

DSC03494

DSC03497

DSC03500

Wybraliśmy się jeszcze ostatni raz nad ocean. Po drodze zagadnął nas jeden turysta, co w Ameryce jest normą. Usłyszawszy, że jesteśmy z Polski, zachwalał pierogi i Adama Małysza ^^.

DSC03503

DSC03529

DSC03533

Oficjalnie zaczął się ostatni etap podróży. Promem do Seattle, a stamtąd już wylot w stronę Polski.

DSC03586

Ma siostra na promie.

DSC03585

Symbol Seattle

DSC03608Oczywiście musieliśmy wdrapać się na symbol Seattle. Chociaż “wdrapać się” to trochę za dużo powiedziane, bo w Ameryce wszędzie są windy ^^. U mnie w kamienicy też kiedyś była winda. Tylko że po 2. wojnie światowej ją ukradli >: D

DSC03605

Widok na Seattle z wulkanem w tle. Muszę powiedzieć, że Seattle to chyba najbardziej urokliwe miasto w Stanach. Nowy Jork ma swój klimat. Czuć Boba Dylana, czuć Marylin Monroe, jest wiele żółtych taksówek, otacza Cię odgłos ludzi. Ale Seattle jest czystsze. Ludzie nie chodzą w dresach lud dresach i łańcuchach (albo ubrani od stóp do głów w Chanel tak dla kontrastu), ale przywdziewają jeansy i bardziej eleganckie T-shirty. Nie są tak zaczepni jak nowojorczycy. Jest spokojniej, po ulicach nie biegną dzikie tłumy. Czuć Jimi’ego, czuć Kurta. Jest bardziej europejsko.

Choć z wieży miasto wydaje się bardzo nowoczesne, to na poziomie gruntu dostrzega się wiele klasycznych ozdób, starszych pomników, bruku i klombów z kwiatami

DSC03623

DSC03648

DSC03653

DSC03621

Na koniec, zaraz przed odlotem, poszliśmy na targ w centrum miasta. Można tam było kupić prawie wszystko. Nawet porcelanę bolesławiecką ^^.

DSC03629

Polish store B-)

DSC03627

Fuj, fuj, brzydko wyszłam.

DSC03631

Tryumfujący kapitalizmu nad PRL-em ^^

DSC03632

Tutaj grzebię sobie w plakatach z lat 50-tych. Można tam było też  kupić 60-letnie magazyny takie jak np. Playboy. I tutaj pojawia się.

RÓŻNICA NO 80

Amerykańskie mamusie i tatusie wychowywały się w podobnych warunkach jak ich dzieci. Ich amerykańskie Mustangi miały trochę starsze modele, butelki coca-coli miały trochę inny kształt, pianki Marshmallow miały trochę inne opakowanie. Ale amerykański Tatuś nie opowiada małemu, tłustemu Amerykankowi o tym, jak stał w kolejkach po czekoladę na kartkę. Ich młodość była bardzo podobna. Według mojej host mamy, przez to bardziej rozumieją swoje dzieci.

Ja wiem tylko, że z tego powodu w moim pokoju teraz wiszą fajne plakaty z lat 50-tych reklamujących coca-colę.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Twight Light Zone

 

DSC03392

Miasteczko Forks jest największym skupiskiem ludności koło pięknego Olympic National Park.

Właśnie dlatego się tam zatrzymaliśmy. Czytałam książkę. Podobał mi się jej pomysł, ale nie sposób napisania książki. Po przeczytaniu 1,5 pierwszych dwóch tomów, weszłam na Wikipedię i dowiedziałam się, co się potem działo z Bellą. Widziałam film, widziałam Forks i teraz mam okazję powiedzieć Wam ile z filmu było fikcją. Macie tutaj

NAGĄ PRAWDĘ O “ZMIERZCHU”

No więc, autorka książki miała rację – w Forks zawsze jest pochmurnie. Szaro i na odludzi. I chyba nie za bogato. Obecnie mieszkańcy zajmują się głównie sprzedawaniem gadżetów z sagi “Zmierzchu”.

DSC03393

Oto, jak wygląda menu w pizzeri.

Forks i jego okolice nie wyglądają zbyt atrakcyjnie, więc ekipa filmowa musiała coś wymyślić. I wymyśliła. Wymyśliła przede wszystkim Jacoba dla nastolatek. Oto krótka prezentacja:

jacob

I wymyśliła jeszcze więcej przystojnych Indian

17f84535fcfec23c6078086b71395135

którzy mieszkają w takim oto domu:

DF-06714

I tutaj, drogie panie, pojawia się pierwsze kłamstwo. Byłam w rezerwacie Indian wspomnianych w “Zmierzchu”. Oto, jak wygląda:

DSC03418 DSC03420Na prawdę, trudno o mniej zadbane miejsce w US. Obecność rzeszy bezpańskich psów przypomniała mi o

RÓŻNICY 75

W Stanach po ulicach nie wałęsają się bezpańskie psy. Ani koty.

Jeśli chodzi o rezerwaty Indian, to brud w rezerwacie Quilleutów nie jest czymś wyjątkowym. W rezerwatach Indian nie ma policji USA, więc gwałty i morderstwa są o wiele częstsze niż w innych częściach Stanów. Ludzie są grubsi (oznaka kupowania obrzydliwego taniego jedzenia) i często mają problemy z alkoholem. O, no właśnie

RÓŻNIA 76

W USA oznaką dobrych zarobków jest szczupła sylwetka. Nie wszystkich stać na “organic food”, które jest de facto bardzo podobne do naszego polskiego jedzonka. Większość Amerykanów, jedząca tańszą żywność, ma (jak to się ładnie mówi) na czym siedzieć.

Gdyby Jacob na prawdę żył w takowym rezerwacie, to nie miałby swojego kaloryfera, a jak to powiedziała M. Hoffman o “Księżycu w Nowiu”: “No, film ogólnie słaby, ale było dużo Jacoba bez koszulki”. I podobnie, jak ludzi żyjący w tym plemieniu, Jacob miałby około 160 cm wzrostu >:- )

Trzeba jednak przyznać, że plaża z filmu jest właśnie plażą z La Push. Równocześnie jest też jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie odwiedziłam.

DSC03372

DSC03394

DSC03396

DSC03425

DSC03427

DSC03397

Polska!

DSC03400

DSC03434

DSC03435

DSC03429

DSC03370

High School Jump

DSC03413

DSC03417DSC03415Małe Jacobki <3

Dam jeszcze parę zdjęć lasu, bo był równie piękny

DSC03379

DSC03440

RÓŻNICA 77

DSC03381

DSC03360

DSC03363

DSC03387

Największe drzewo cedrowe na świecie.

Ale wróćmy do świata wampirów. Szkoła Belli na filmie wyglądała tak:

2mpy0if

Forks-High-School

Forks High School wygląda tak:

DSC03443

DSC03444

DSC03447

Pozwolę Wam jeszcze zwiedzić ze mną Port Angeles. Miasteczko jest bardzo ładne, ale już teraz wysoko skomercjalizowane. Wszędzie można kupić plakat z Jacobem albo plasterki na palec z napisem “Eclipse”.

DSC03538

DSC03549

Tutaj Bella jadła z Edwardem ravioli (takie pierożki). Oczywiście teraz w menu można znaleźć “Bella’s Ravioli”.

DSC03550

Wyższość Jacoba nad Edwardem!

DSC03539

DSC03551

DSC03554

DSC03540

I to by było na tyle na dzisiaj. W następnej notce ostatecznie rozprawię się z moim pobytem w Stanach!