środa, 30 września 2009

Przyjazd

Przylecialam. Musialam wyjechac z domu o 23.00, zeby zdarzyc na pociag do Warszawy o 23.35. Bylysmy z siostra troche nadgorliwe z tym pociagiem, bo przyjechalysmy na Okecie o 6.30, czyli 6 godzin przed odlotem. Zrobilysmy sobie uczte z jogurtow i kanapek w poczekalni, a potem eee no wlasnie, czekalysmy. Okecie juz nie am dla mnie zadnych sekretow. ^^


Lot byl przyjemny. Puscili nam "Noc w muzeum" i "Hannah Montana" ;D I 3 razy dali jesc. Bylismy toche opoznieni, wiec na JFK bylam dopiero na 17 tego czasu (23.00). Zostalam zgarnieta przed cala rodzine Pacholikow i pojechalismy do West Sayville. Pierszwa kolacja? Pizza z Cola, a na deser czekoladowy tort lodowy ^^

A propos mojej host family to jest zupelnie inna niz opowiadali mi rodzice. A wiec, jest Mateusz, ktorego juz wczesniej poznalam w Polsce i ma on 10 lat, blondynek z niebieskimi oczami, Amanda, ktora ma tez 10 lat i jest z Chin i Megan, ktora ma 13 lat i pochodzi z Gruzji. Sa dla mnie na prawde cudowni - wczoraj moj host tato musial wyrzucac wieczorem z mojego pokoju Amande i Mateusza. Ten drugi mowi troszke po polsku, wiec gdzie moze wpycha polskie slowa ("Czy ja tu zostawic my shoes?"). Mam swoj wlasny sliczny pokoik z blekitnym scianami. Zagarnelam go Mateuszowi, tak ze teraz spi w pokoju siostry, a maly nie robi mi zadnych wyrzutow - przeciwnie, jak juz powiedzialam, jest przesympatyczny. Mam tez wlasna lazienke, basen i trampoline, a przed domem lezy nawet kajak. :D Sa tez 2 psy. Niedlugo wrzuce zdjecia.

Pierwsze wrazenia z USA? Hm, na lotnisku odkrylam, ze toaleta to tutaj "restroom" :D Rano obudzila mnie ogromna szara wiewiorka, ktora strasznie haslasowala na pobliskim drzewie. W ogole wszytsko tutaj jest wieksze - wiewiorki, kaczki, tubki szmponu, butelki z Pepsi... W toalecie jest niebieska woda i jako klepsydra przy myszce, z ktora wlasnie walcze jest flaga Polski ^^

Dzisiaj odwiedzilam moje High School. Jest ogromne - 1200 osob. Wszyscy byli bardzo mili. Nie wzielam swoich "immunizations" z Polski o czym moja host mama dowiedziala sie dopiero w biurze, kiedy mialam je pokazac. Pomimo to, nie byla na mnie zla. A propos szkoly w USA to wcale tatuj nie ma laby. Mam 8 GODZINNYCH (60 min) lekcji kazdego dnia, zaczynajac od 7.20, konczac o 18.00. Damy rade. Jeszcze nie mam ustawionego planu, ale zaczynam w piatek. Jutro ktos oprowadzi mnie po szkole. Wtedy napisze wiecej. Juz dzisiaj dostalam "Club Book" i moge sobie wybrac gdzie chce nalezec z 50 roznych organizacja (:

Jak na razie bardzo tesknie, ale to z czasem troche minie. Mam nadzieje, ze w krotce poznam jakis przyjaciol, bo jak na razie znam 5 osob na tym kontynencie ;)

Przepraszam za bardzo chaotyczna notke, ale nie wiem jak dlugo moge byc na komputerze, wiec sie streszczam. Jak tylko bede mogla to opisze Sayville, bo jest naprawde przepiekne. I skrzetnie obfotografowuje moj dom.

niedziela, 27 września 2009

Pakowanie

Weszłam na stronę Lotu i jak pan Gościej przykazał zaczęłam studiować tabelkę. Pisał w niej: "bagaż: 2 sztuki; waga: 23 kg". Załamana wzięłam największą torbę w domu i ze zgrozą stwierdziłam, że waży 6 kg. Uznałam to za zbytnią rozpustę i wzięłam kostkę ważącą 4,5 kg. Włożyłam wszystko oprócz ubrań i już nie mogłam jej zamknąć. Wzięłam tę ważącą 6 kg. Zapakowałam się i dopięłam. Dumna z siebie zważyłam to cudo. 35 kg! Oj niedobrze. W takich chwilach okazuje się, że mogę zrezygnować z odżywki do włosów, paru kremów, połowy T-shirtów, 2 pary trampek, 2 pary spodni, nie wspominając już o książkach. 27 kg! No to pakujemy do kostki. Stanęłam na walizce, a tato i siostra na hasło "teraz!" na siłę zgnietli zawartość i zapięli. 24,5 kg, tylko 1,5 kg nadbagażu! ^^ Podczas gdy odstawiłam moje osiągniecie w kąt pokoju "żeby się eeeeee nooooo choć trochę eeeee skompresowało może...", przyszła sąsiadka. Zaczęłam jej opowiadać o moim pakowaniu. "Asiu, ale to jest 2 x po 23 kg". Wtedy automatycznie z 24,5 kg zrobiło się 40 kg i odżywka do włosów okazała się potrzebna ;D

Teraz już wiem, że pakowanie na cały rok jest bardzo łatwe. Bierzesz wszystko prócz rodziny. I przyjaciół.

Już jutro o 3 w nocy wyruszam do Warszawy, a stamtąd o 12.30 mam samolot do Nowego Jorku. Przylot - 16.00 tamtego czasu. Dzisiaj tato zadzwonił do NY: "Cześć, może Asia przylecieć we wtorek?". Myślałam, że padnę. Mój wtorkowy bilet był kupiony już w piątek. ;) Rozmawiałam z moim przyszłym host tatą. Podobno mam plazmę w pokoju ;D

Tak więc oficjalnie lecę! Wiadomo, że na początku jest ciężko. Zostawiam tutaj wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy troskliwie przestrzegają mnie "uważaj tam na Murzynów!". Będzie nowy dom, rodzina,waluta, kontynent, nawet imię (jakoś tak wizja Amerykanina czytającego poprawnie "Symonowicz" wywołuje uśmiech na mej twarzy ;). Ale będzie dobrze. Tak myślę (:

piątek, 25 września 2009

Początek

Założyłam ten blog z czystego lenistwa - nie chce mi się odpowiadać trylion razy na pytanie "Co tam". Będziecie tu mieć nawet zdjęcia. Niektórych mogą denerwować kropki, ale jak tylko zobaczyłam taki szablon to nie mogłam się powstrzymać^^. Podobnie jak nazwanie bloga jednym z największych przebojów Franka Sinatry.
23 kilogramy. Żyjesz na tym świecie 17 lat, aż w końcu przychodzi taki czas, że cały swój dobytek każą Ci upakować w 23 kg. W sumie to będę szczęśliwa upychając roczny zapas skarpetek itp. itd. We wtorek ląduje na lotnisku JFK w Nowym Yorku. Jak wszyscy wiedzą mamy teraz kryzys w USA, więc kiedy ceny idą w górę, nikomu do szczęścia nie jest potrzebne jeszcze dziecko z Polski. Z tego powodu trudno było znaleźć rodzinę. 22. września tato zaczął mnie pocieszać, że jeśli mój wyjazd nie wyjdzie, to poprosi kolegę, żebym mogła u niego w USA spędzić całe następne wakacje jako rekompensata. Wtedy wpadłam na spontaniczny pomysł: "Tatuś, a co Ty na to, żebym ja u niego zamieszkała na rok?". Nie minęły 24 godziny, a już moja przyszła host mama tłumaczyła tacie w jakim będę mieszkać pokoju. Jeszcze tylko organizacja załatwiła mi koordynatora, szkołę oraz inne formalności i już dzisiaj dostałam oficjalnie placement. Może tak miało być. Trafiłam jak tylko mogłabym sobie wymarzyć: przesympatyczna rodzina, miły klimat (a nie jak na początku miało być El Paso, średnia temperatur we wrześniu - 40 stopni), wielkie High School zaraz koło domu, ocean (Long Island) i przede wszystkim to w końcu Nowy York - kwintesencja Ameryki. Czasem warto poczekać.


Long IslandI oficjalnie. Będę gdzieś dokładnie po środku.
Mój przyszły dom.
szkoła