Dzien dobry, przedstawiam Panstwo
Jeff the Brotherhood

To wlasnie na ich koncert pojechalam do Nowego Yorku. I mala rada dla przyszlych exchange studentow :) Jesli chcecie miec wolna droge do koncertow, wycieczek czy wypadow na miasto, musicie poznac swoich rowiesnikow. Host rodziny sa zazwyczaj bardzo zapracowane i nie zabieraja swoich exchange studentow na wycieczki. Organizacja tez Cie nie zabiera na wycieczki. Nie wierzcie biurom, ktore zapewniaja, ze bedziecie regularnie jezdzic na wycieczki. Musicie poradzic sobie sami i juz.
Koncert Jeff the Brotherhood byl planowany przeze mnie i Jamesa juz dluzszy czas. Nasza wyprawa zaczela sie o 11.30, kiedy weszliśmy na poklad pociagu jadacego do Nowego Jorku. Towarzyszyl nam przyjaciel Jamesa i coraz bardziej takze moj - Joe. Dojazd zajal nam jakies 1,5 godzin. Na Penn Station, stacje koncowa wszystkich pociagow na Manhattanie. Z Penn Station, nie wychodzac nawet na powierzchnie, wsiedlismy w metro i pojechaliśmy do akademika kolejnego przyjaciela Jamesa - Tommy'ego.
Po jego słodziutkim przywitaniu, weszlismy do akademika New York University. Aby tam wejsc, trzeba bylo miec dowód tożsamości, który zabierano Ci przy wejsciu i oddawano dopiero przy wyjsciu. Chwilka zastanawiania sie, jak tez moze sie pisze to dziwne nazwisko na "sym" i moglismy wejsc do srodka. W akademiku na kazdych drzwiach obowiazkowo wisza imiona wszytskich mieszkancow. Tylko pierwsze imiona na kolorowych karteczkach. Pomiedzy rozowymi, zielonymi i zioltymi karteczkami moglam znajezc zdjecia, zlote mysli mieszkancow i co jeszcze tylko dalo sie przykleic do drzwi. Doslownie. A co dokladnie, to pozostawiam waszej wyobrazni.^^ Dlatego atmosfera wydaje sie taka rodzinna. Chwile posiedzielismy, potem poszlismy na miasto, zjedlismy dzienna porcje frytek i szybciutko wrocilismy do akademika, bo bylo ZIMNO. A poza tym, to musielismy szybko wracac, bo James jest czop, bo ubral sie tylko w t-shirt i bluze, bo "nie chce mu sie niczego nosić". Postanowiłam czerpać korzyści z jego lenistwa i zalozylam sie z nim o lizaka, ze sie rozchoruje. ^^ I no eeee glupio mowic, ale kurcze no, nie rozchorowal sie. :P
W akademiku inny pan przy biurku i znowu trzeba bylo objasniac, coz to za nazwisko i jak je trzeba napisac ;) Godzine przed poczatkiem koncertu musieliśmy wyruszyc do Bowery Ballroom. Najpierw linia A, potem 6, potem J, a na koniec L. Na szczescie wszedzie widza mapy metra i nie trzeba kupowac biletu za kazdym razem. Karta na caly dzien kosztuje tylko 8 dolarow i mozesz spedzic 24 godziny przeciadajac sie coraz to nowych pocigow, jesli tylko czujesz taka potrzebe.
Koncert byl genialny. I wiecie co? Wiecie co? Ludzie w pogo sie PRZEPRASZALI ;D Pogo to eeeee no nie wiem, czy zasluzylo na to miano, ale "taniec" polegajacy na popchnieciu osoby stojacej najblizej. Konczy sie to zawsze na wielu siniakach, bolacych stopach, zdeptanych butach i wielkiej, wielkiej uciesze ^^. Pogo jest jedna z tych rzeczy "that are the same every country", z tym ze tutaj, za kazdym razem, kiedy czulam obce cialo ludzkie na mej stopie, stopa zchodzila, pojawial sie jej wlasciciel i mnie szczerze przepraszal za swoja stope.
Amerykanie sa o wiele bardziej wyluzowani. Muzycy, ktorzy mieli wystepowac danego dnia, najpierw pili piwo w barze na dole, rozmawiali ze wszytskimi ludzmi, ktorzy sobie tego zyczyli, czasami nawet pojawiali sie pod scena, kiedy wystepowal jakis inny zespol, a potem po prostu wchodzili na scene i dawali wlasny koncert.
I w barze woda byla za darmo. I dawali Ci lód. I słomkę ^^
Nie zostalam na calym koncercie, bo ostatni pociag do Sayville odjezdzal 12.40. Nie wzielam tez swojego aparatu, zeby go nie zgniesc :). Ale udalo mi sie znalezc zdjceia wlasnie z tego koncertu
Prosze Was bardzo, oto one









Jesli chcecie zobaczyc wiecej zdjec, to zdradze Wam strone, z ktorej wzielam te wszytskie zdjecia:
http://www.prefixmag.com/photos/screaming-females-jeff-the-brotherhood-bowery-ball/
We wtorek bylam w Nowym Jorku jeszcze raz, ale czekam az kolega przegra mi zdjecia, bo jego sa ładniejsze i będę udawać, ze to moje (sprytna mina)